wtorek, 4 kwietnia 2017

Kibic podczas Berlin Halbmarathon 2017


W końcu miałem okazję zobaczyć jak wielka impreza biegowa wygląda od strony kibica. Pod koniec tygodnia zadzwonił do mnie Adam Putyra z informacją, że ma miejsce w samochodzie i w pokoju hotelowym i być może także pakiet na półmaraton w Berlinie. Mimo niewielkiej odległości i połączenia autostradowego z Wrocławia nigdy nie byłem w Berlinie turystycznie. Latałem z tamtejszego lotniska, byłem na jakiś targach, ale Bramy Brandemburskiej czy Muru nigdy nie widziałem. Krótkie uzgodnienie z żoną i jest decyzja, jadę.

Wyjazd w sobotę do południa, powrót w niedzielę po biegu.

Na sobotę na 6:00 rano byłem już z Andrzejem umówiony na 30km progresywnie. Tego nie zamierzałem zmieniać, to ważny trening do maratonu, a w Berlinie nie wiadomo było czy wystartuję. Tydzień wcześniej biegałem Półmaraton Ślężański, a za  tydzień biegnę H2O Półmaraton, ten weekend był więc przeznaczony na długie bieganie w trochę spokojniejszym tempie. Do Orlen Maraton zostały zaledwie trzy tygodnie. Mocne bieganie w Berlinie nie wchodziło w rachubę, jeśli byłaby możliwość wystartowania byłoby to mocniejsze wybieganie, lub jakieś kombinacje z tempem maratońskim.

W sobotę rano polecieliśmy z Andrzejem dosyć mocno tą trzydziestkę. Całość wyszła po 3:58/km, po 2km spokojnej rozgrzewki zaczęliśmy po 4:10 by zakończyć ostatnie 10km poniżej 3:30/km, czyli tempa maratońskiego.  Zmęczenie było spore, właściwie gwarantujące, że w Berlinie żaden głupi pomysł szybkiego biegania nie miał szans na realizację.

Na miejscu okazało się, że procedury bezpieczeństwa posunięte są na tym biegu do poziomu 'PANIC'. Kilka kontroli dokumentów ze zdjęciem, żeby w ogóle znaleźć się w pobliżu stolików z pakietami startowymi. Urządzenia nakładające opaskę na rękę, której brak uniemożliwia wejście do strefy startowej (mimo posiadania czipa i numeru). Na prośbę przepisania pakietu usłyszałem tylko 'No, security reason'. Nie byłem na tyle zdesperowany żeby podejmować jakieś bardziej oryginalne akcje w celu 'przedarcia' się przez systemy bezpieczeństwa i wystartowania.

W niedzielę rano zrobiłem rozgrzewkę z Adamem, wziąłem kluczyki od samochodu i bluzę. Jakoś ciepło nie było. Niby bardzo blisko do Dębna, a jednak pogoda zupełnie inna. Na niebie chmury, od czasu do czasu przebijające się lekko słońce i zimny wiatr. Pogoda rewelacyjna do biegu (jeśli możesz się na odcinkach pod wiatr lekko ukryć), trochę gorsza do biegowego kibicowania, gdyż wiąże się ono z dłuższymi postojami.

Jako, że trasa prowadziła przez większość atrakcji turystycznych miasta, jeszcze na 15min przed startem ruszyłem jej przebiegiem na zwiedzanie.

Takie tam pod bramą

Barierki przy jezdni i tłumy za nimi od strony chodnika nie ułatwiały utrzymania rozsądnego tempa. Pierwszy punkt kibicowania zaplanowałem w okolicach 6km, gdzie w spokojnym 'selfie' tempie powinienem dotrzeć na kilka minut przed elitą. Chłopaki biegli dokładnie tempem, które im zaplanowałem i nie było rozminięcia ani marznięcia.

Kiepski ze mnie fotograf telefoniczny, ale można tam dostrzeć prowadzącą na 6km grupę
Drugą grupkę dopuściłem już trochę bliżej zanim zrobiłem zdjęcie
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu jakieś 50m za drugą grupką (widoczny jako rozmazana plama na powyższym zdjęciu) biegł Mariusz Giżyński. Mocno mnie to ożywiło, pokrzyczałem do niego i dopiero kiedy się już oddalił skapowałem się, że nie zrobiłem fotki... No nic, pomyślałem, będzie szansa na 18km, na który dotrę wg moich obliczeń również kilka minut przed czołówką.

Niestety przegapiłem też Adama, a Janusz Wojnarowicz pojawił się tak z nienacka, że też nie zdążyłem ogarnąć telefonicznego fotopstryka. Pobiegłem jeszcze uwiecznić się na tle Bundestagu


oraz znanej mi dotychczas z relacji TV z Maratonu Berlińskiego kolumny Nike


No i trzeba było zasuwać na 18km, który usytuowany był na dawnym przejściu granicznym między Berlinem Wschodnim i Zachodnim Checkpoint Charlie. Ponownie moje obliczenia co do tempa czołówki były poprawne i dotarłem tam na jakieś 3min przed Gilbertem Masai, późniejszym zwycięzcą

Gilbert Masai (KEN) na 18km
Philipp Pflieger (GER) i Checkpoint Charlie
Niestety nie doczekałem się na Mariusza Giżyńskiego (dlaczego tak się stało zapraszam do jego relacji), musiałem ruszać dalej, żeby zdążyć na metę, na którą z czasem 1:13:00 - 1:14:00 miał w planach przybiec Adam. Jako, że miałem kluczyki do samochodu umówiliśmy się, że będę tam przed nim.

Na ostatnim kilometrze trasy pierwszy raz tego dnia moje obliczenia się nie sprawdziły. Adam pojawił się obok mnie (on na jezdni ja między ludźmi na chodniku) jakieś 700m do mety. Bieg po zatłoczonym chodniku, trawnikach, obieganie zastawionych fragmentów drogi przy prędkości około 3:15/km jest dosyć ciekawym doświadczeniem. Nabyłem je próbując utrzymać tempo finiszującego Adama.

Czas na mecie brutto 1:12:19, 68. Open M i 28. M30. Wynik, o którym nawet bał się marzyć :) Po prawie dwuletniej przerwie od biegania przez kontuzję przywodzicieli, 2 miesiące jakotakiego treningu przerywanego także problemami zdrowotnymi, wynik potwierdzający, że kiedy wróci na swój poziom będzie znowu cholernie ciężkim przeciwnikiem.

Z relacji kilku osób biegnących i mojego przebiegnięcia wzdłuż kawałka trasy trzeba przyznać, że trasa w Berlinie jest wyśmienita do bicia życiówek. Również pogoda w tym roku dopisała.

Gratulacje dla wszystkich, którzy ukończyli Berlin Halbmarathon.

1 komentarz:

  1. Grzesiek, zaplanuj koniecznie tego halfa i stuknij tam <70min.
    I jesienią impreza główna - płasko, szybko, kibice, tylko życiówki biegać :)

    OdpowiedzUsuń