czwartek, 20 kwietnia 2017

Wiek maratoński


fot. naukawpolsce.pap.pl

Magia liczb otacza nas z każdej strony, wciąż doszukujemy się ich symboliki i wpływu na nasze życie. Niektóre przynoszą pecha inne szczęście. Na co dzień używamy tych z systemu dziesiętnego, mamy dziesięć palców u rąk, więc przyjęcie takiej podstawy do liczenia jest całkowicie naturalne. Okrągłe liczby to te, które wymagają pokazania obu lub tylko jednej dłoni, szczególnie jeśli dotyczy to wieku. Dziesiętne rocznice rozpalają umysł, uważamy je za coś specjalnego, oczekujemy ich dużego wpływu na nasze życie, a tak na prawdę jedynie te 18te cokolwiek zmieniają.


Ja swoje czterdzieste okrążenie wokół słońca, tak się złożyło, świętowałem dosyć hucznie. Było głośno i jak to mówią 'na bogato'. Nie moja w tym zasługa, a zbiegu okoliczności, że akurat przebywałem w miejscu, w którym w tym czasie było tak ciekawie. Było to związane ze sportem, więc może o tym jeszcze kiedyś napiszę :)

Z racji profesji (jestem informatykiem) lubię też liczby okrągłe w systemie binarnym. Będą to więc kolejne potęgi liczby 2: 2, 4, 8, 16, 32, 64, 128 itd. Wynika z tego, że kolejna okrągła rocznica moich urodzin w tym systemie przypadnie dopiero za ponad 20 lat i będzie to już niestety ostatnia taka ładna data w moim życiu.
fot. remote.uwo.ca
Na szczęście systemów grupowania liczb jest bardzo dużo i da się znaleźć następną ciekawą datę dużo wcześniej. Pojawi się ona już w tym roku, a dokładnie 20. czerwca. Tego dnia osiągnę wiek maratoński, będę miał dokładnie 42 lata i 195 dni. Jako, że w ciągu roku ziemia przebywa drogę 939.887.974 km można wyliczyć dystans jaki do tego dnia przemierzę wraz z naszą planetą: 39.977.426.839,3 km czyli ok. 40 miliardów km. Taką długość powinna mieć nowa właśnie wymyślona przeze mnie jednostka astronomiczna: jeden maraton słoneczny. Jeśli nastąpi ingerencja Anglików, którzy będą chcieli pokazać ją swojej królowej pewnie zmienią ją na 42,195 miliarda km.

Te liczby robią wrażenie, nie dziwota, że tak dużo osób popada w kryzys wieku średniego, nazywany też syndromem czerwonego ferrari. Człowiek za wszelką cenę chce udowodnić ile jeszcze jest wart, że metryka niewiele znaczy. Pokonywanie młodszych staje się celem samym w sobie. Zderza się to niestety (a może właśnie dlatego jest takie ekscytujące) z ogólnie przyjętą opinią o szkodliwości nadmiernego wysiłku dla osób po czterdziestce.

Wiele razy słyszałem, że w moim wieku nie powinienem się już forsować, żebym robił badania prawie co tydzień i ogólnie uważał na siebie. Najlepiej nordic walking, a jeśli bieganie to tylko kilka razy w tygodniu bez nadmiernego obciążania organizmu. Jednak wystarczy prześledzić wyniki najlepszych na świecie w mojej kategorii wiekowej, Meb Keflezighi czy Bernard Lagat wciąż są w ścisłej czołówce, startują z sukcesami na Mistrzostwach Świata oraz Igrzyskach Olimpijskich.

z Mebem Keflezighi (NY 2015)

Najważniejsze to nie dać sobie wmówić, że jesteśmy na cokolwiek za starzy, że oto przyszedł czas na emeryturę sportową. Oczywiście z racji pogorszonych możliwości regeneracji organizmu nie ma już miejsca na młodzieńczą fantazję, ale wciąż można trenować naprawdę bardzo mocno. Wystarczy zadbać o odpowiedni czas na odpoczynek i racjonalnie zaplanować akcenty.

Ja w tygodniu robię zwykle dwa akcenty, po jednym w środę i sobotę. Biegam codziennie, bardzo rzadko robię dni wolne, powód musi być bardzo ważny, ciężka choroba albo mocny start. Podczas przygotowań do maratonu zdarzają się także tygodnie z treningami dwa razy dziennie, przy czym podstawowy jest zawsze rano, a wieczorem lekkie rozbieganko.

Pewnie to dziwne, ale lubię biegać wcześnie rano. Z racji innych zajęć trening muszę zrobić dosyć wcześnie. Zwykle samo bieganie zajmuje około 1,5 godziny, do tego jeszcze trzeba doliczyć czas na umycie się i przebranie. Żeby wyrobić się do 7:45 wychodzę o 5:30 rano. Wstaję godzinę wcześniej, czyli o 4:30, pewnie z racji wieku potrzebuję trochę czasu na rozbudzenie się, nie lubię iść na trening prosto z łóżka. Mam dzięki temu także czas na streching, spokojną prasówkę na telefonie z Operą, wypicie kawy oraz poranny spacer z psem.

Po przebudzeniu jakieś 15 min spędzam jeszcze w łóżku delikatnie rozciągając głównie mięśnie gruszkowate, dwu i czworogłowe. Później już po toalecie i spacerze trochę rozciągania i rolowania. Takie dogrzanie szczególnie ważne jest dla mnie w okresie zimowym kiedy na dworze o tak wczesnej porze jest ciemno i mroźno. Po treningu kąpiel z bąbelkami i o 8:00 rano jesteśmy z córką w szkole, 8:10 z synem w przedszkolu, a o 8:30 w pracy. Z żoną pracujemy w jednej firmie, co ułatwia mocno logistykę.

Sporo czasu spędzam na wspomaganiu regeneracji. Dwa razy w tygodniu wieczorem korzystam z sauny, a po wyjściu z niej od razu wskakuję do lodowatej wody. Praktycznie po każdym treningu kilka minut siedzę w wannie z hydromasażem, co kilka dni robię także samą zimną kąpiel. Oprócz tego sporo się wałkuję czy stosuję inne metody automasażu. Dzięki firmie, w której pracuję mam także dostęp do tradycyjnego masażu. W trakcie pracy 2 razy w tygodniu masaż pleców, a oprócz tego także dodatkowo raz w tygodniu masaż nóg. Gdyby ktoś potrzebował masażystki we Wrocławiu to mocno polecam i służę danymi kontaktowymi, ale ostrzegam, że znalezienie wolnego terminu może graniczyć z cudem :)

Dębno 2011

Mimo dosyć dużych obciążeń treningowych i wieku póki co takie podejście uchroniło mnie od większych urazów, a więc także przerw w bieganiu.

Za kilka dni Orlen Maraton (dla chcących śledzić wyniki online mój numer to 6791), następnie w planie ważniejszym startem będzie Nocny Półmaraton we Wrocławiu. Ten drugi wypada 17. czerwca w tym roku, a więc nieszczęśliwie tuż przed moim dniem wieku maratońskiego, który to jest 20. czerwca. Zastanawiałem się jak ten dzień spędzić, w sumie wypadałoby przebiec w tym terminie 42.195 m.
W sumie samo biegnięcie maratonu na zaliczenie trzy dni po półmaratonie nie jest jakimś problemem, który by mnie powstrzymał, jednak jest to wtorek i nie ma żadnego organizowanego maratonu z atestowaną trasą w tym terminie, a przynajmniej ja nic o nim nie wiem... Najbliższy zorganizowany jest w niedzielę 25.czerwca w Szczecinie. Pytanie czy to się liczy? 5 dni więcej i już magia liczb znika, z pięknej okrągłej daty robi się niewiele znaczące 42 lata i 200 dni... Czy lepiej wyjść i z chętnymi (większość pewnie będzie startowała w Półmaratonie 3 dni wcześniej) przebiec wg wskazań Garmina te 42,2km. A może jednak pojechać do Szczecina i zafiniszować 5m dalej, zamykając 42lata i 200 dni w super hiper dystansie 42km i 200m z czego ostatnie 5m metrów będzie bez atestu :)

A może olać to i napić się piwa oglądając TV :)

Wrocław 2012

4 komentarze:

  1. piwko przed TV brzmi najlepiej!
    A na poważnie na twoim miejscu to ja bym leciał Szczecin i sobie wygrał na urodziny. Nie przeszkadza to też w starcie w połówce tydzień wczesniej i w koleżeńskim maratonie we wtorek. W sumie to mogłbyś zrobić wszystkie te rzeczy: półmaraton we Wrocławiu w sobote, spokojny treningowy maraton we wtorek zakończony piwkiem przed TV i mocny maraton w Szczecinie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) no tak to brzmi sensownie. Chyba tak zrobię...

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję zwycięstwa w swojej kategorii w Warszawie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Łatwo nie było, na pierwsze miejsce wyszedłem dopiero na kilka km przed metą.

      Usuń