Nadszedł czas na podsumowania i zdradzenie najbliższych planów. Mija prawie tydzień od maratonu. Jak było wiecie zarówno z mojej relacji, jak i z dwóch napisanych przez Andrzeja Witka (część pierwsza - przebieg biegu, druga - zadyma na mecie).
Po raz kolejny zmieniłem sposób przygotowań. Zeszłoroczny plan przyniósł trzy nowe życiówki: dycha, połówka i maraton. W tym roku nie poprawiłem się na żadnym dystansie, ale ze wszystkich startów jestem zadowolony. Wyniki były tylko o sekundy gorsze: dycha 11 sek, połówka 41 sek i maraton 21 sek.
Jak nigdy dotychczas największy nacisk kładłem na siłę mięśni nóg, a dokładniej na moc przez nie generowaną. Głównym bodźcem były lekkie, szybkie podbiegi i biegi ciągłe z metronomem. Uważam, że to zadziałało, kadencja spadła, a więc długość kroku wydłużyła się. Dlatego też do jesiennego Wrocław Maratonu nie planuję żadnych zmian w planie treningu. Metronom nadal zostanie przy mnie na niektórych jednostkach treningowych. Planuję nawet zagęszczenie szybkich biegów rytmowych.
Na dobre przygotowanie mięśniowe wskazuje także kompletny brak bólu po mocnym Półmaratonie Ślężańskim jak i Orlen Marathon. W zeszłym roku po obu tych imprezach właściwie dopiero w czwartek mogłem mówić o chodzeniu bez bólu i jakimkolwiek bieganiu. W tym mimo podobnego wyniku po Ślężańskim na drugi dzień zrobiłem bez problemu mocną progresywną trzydziestkę, a po Orlenie zupełnie bezbolesne rozbieganie.
Muszę przyznać, że brak bólu wywołuje u mnie spory niedosyt i lekki mętlik w głowie. Proste rozumowanie prowadzi do wniosku, iż mogłem dać z siebie dużo więcej. Pytanie jednak czy to tak działa. Być może wzmocniłem mięśnie na tyle, że są bardziej odporne na uszkodzenia i przy odpowiednim dostarczaniu substratów i odprowadzaniu metabolitów są w stanie generować dłużej większą moc. Szwankować może właśnie ta druga część i by skorzystać z ich pełnej funkcjonalności muszę dotrenować się wydolnościowo.
Orlen, 39km |
Nie mam pojęcia na co mnie stać. Nie wiem co na to mój nerw kulszowy, póki co się nie odzywa. Na wszelki wypadek asekuracyjnie napiszę, że jadę tam po naukę :) Na pewno nie będę chciał się wyeksploatować całkowicie, mam cały czas w głowie start w Półmaratonie Nocnym we Wrocławiu zaledwie 5 tygodni później. Jest to dla mnie start dużo ważniejszy, z próbą mocnej poprawy życiówki. Tak więc wielkiej presji na wynik nie mam. Jest mi o tyle łatwiej, że znając listę startową w Poznaniu i znając swoje miejsce w szeregu będę tam jechał bez specjalnego stresu i presji. Zrobię ile się da, bez zbędnego parcia na osiągnięcie czegokolwiek za wszelką cenę. Faworytem w Poznaniu jest zeszłoroczny zwycięzca Tomek Walerowicz, który jest bardzo doświadczonym ultrasem (IV miejsce na Mistrzostwach Świata w biegu na 100km) ze wspaniałą życiówką w maratonie 2:25:33 sprzed zaledwie trzech tygodni. Pod znakiem zapytania chyba stoi start czołowego polskiego maratończyka Pawła Ochala. Patrząc na jego wyniki na krótszych dystansach powinien (jeśli wystartuje) być głównym faworytem, ale jak sam przyznaje nie ma pojęcia co będzie się z nim działo po minięciu 42km.
Mój plan jest prosty, oczywiście bieg z Andrzejem (który też biegnie po doświadczenie) tempem w okolicach 3:55-4:00/km. Teoretycznie nie jest to zbyt wymagające, ale bieg po asfalcie powyżej 42km dla mnie też jest na razie kompletnie nieznanym rejonem. Wydolnościowo wiem, że to nie będzie ciężki bieg, gorzej pewnie ze zmęczeniem mechanicznym mięśni, ścięgien i stawów. Do tego zadecyduje doświadczenie, przekładające się bezpośrednio na żywienie, picie no i najważniejsze, psychikę. Głowa będzie grała ogromną rolę.
No nic startowe przelane, trzeba będzie się zmierzyć ze swoimi słabościami. Przynajmniej będzie o czym pisać :)
Na majówkę, cały tydzień jedziemy do Wejherowa do rodziny. Można powiedzieć, że zrobię sobie obóz przed Wingsem. Bez pracy, wstawania o 4:30, za to z wybieganiami o 13:00 (godzina startu Wings For Life). Myślę, że odpocznę i do Poznania zajadę gotowy.
Orlen, 40km |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz