Sześć dni po Dziesiątce WroActiv wystartowałem w Półmaratonie Ślężańskim. Mój cel był jasny, pobiec szybciej niż w zeszłym roku, kiedy zrobiłem tam 1:12:31 i byłem 6. w Open. Zarówno trening jak i sprawdziany biegane po drodze pokazywały, że jestem w lepszej dyspozycji, więc potrzebowałem tylko dobrej taktyki i pogody.
Trasa biegu jest ciężka, pierwsza połowa dużo wolniejsza niż druga.
Profil trasy |
Do Sobótki zajechałem na około 3h przed startem. Wyjechałem wcześniej, bo w zeszłym roku były problemy z parkingiem, a w tym roku zgłoszonych było 1.500 zawodników więcej... Wiele osób pomyślało tak jak ja i kiedy przyjechałem to zostały już ostatnie wolne miejsca.
Odebrałem pakiet, pokręciłem się trochę po okolicy mety i porozmawiałem ze znajomymi. Na rozgrzewkę wyszedłem na około pół godziny przed startem. Potruchtałem, zrobiłem kilka przebieżek, trochę wymachów i lekkiej gimnastyki.
Na 10min przed wystrzałem z armaty stanąłem w strefie elity. Spotkałem Andrzeja Witka i już wiedziałem, że będę miał z kim biec :)
Od startu uformowały się dwie grupki. Pierwsza z trzema Kenijczykami i dwoma Ukraińcami, w drugiej biegli oprócz mnie Jakub Burghardt, Paweł Piotraschke, Ukrainiec Oleksandr Labziuk i Andrzej. Jako, że wszystkich znałem i znałem ich możliwości wiedziałem, że nie ma co się za bardzo wychylać, muszę pilnować samopoczucia i trzymać się ich jak najdłużej. Z całej tej grupy szanse matematyczne miałem właściwie tylko z Oleksandrem, jednak musiałbym zgubić go po drodze, gdyż już kilka razy ograł mnie na finiszu.
okolice 6km |
Tempo było wymagające. Jakub cały czas testował naszą grupkę, co chwilę próbował się urwać, zwłaszcza na podbiegach. Jednak udawało się dokleić i w komplecie dobiegliśmy do najdłuższego i najbardziej wymagającego podbiegu na Przełęcz Tąpadła. Tempo lekko wzrosło i zaczęła się prawdziwa walka :)
Na samym początku zwolnił Oleksandr, kilkaset metrów dalej odpuścił Andrzej. Ja na samym początku podbiegu miałem wątpliwości czy dam radę tym tempem wbiec na górę. Ale w miarę podbiegu sił nie ubywało, a wręcz czułem jakby przybywało. Kuba z Pawłem z przodu dyktowali tempo co jakiś czas zerkając przez ramię, szukając objawów słabości. Zrobiłem lekką demonstrację sił wtedy i zrównałem się z nimi :) Pod sam koniec podbiegu, właściwie już prawie na przełęczy Paweł lekko odpuścił. To była raczej decyzja taktyczna, rozluźnienie mięśni i wyrównanie oddechu przed szybkim, ale wymagającym zbiegiem.
Przełęcz Tąpadła |
Okolice 13km |
Było ciężko. Na szczęście od tego miejsca do mety było właściwie większość łagodnie z górki, z kilkoma małymi wzniesieniami po drodze. Tuż przed 15km minął mnie z prędkością ok 3:00/km Paweł. Nawet nie próbowałem za nim nadążyć. Zrobił lepiej taktycznie, odpuścił końcówkę podbiegu, dzięki czemu luźniej zbiegał i nie zniszczył mięśni tak jak ja.
Paweł oddalił się ode mnie na jakieś 20sek, przed nim w podobnej odległości biegł Jakub. Nie oglądałem się, miałem tylko nadzieję, że chłopaki za mną przeżywają podobnie katusze jak ja :)
Dystans z przodu nie zmieniał się prawie do końca, a ja nie miałem motywacji ani sił żeby próbować ich gonić. Wytłumaczyłem sobie, że są z innej półki wynikowej niż ja, więc i tak nie mam szans z nimi. Do tego biegnąc nawet trochę wolniej cel wynikowy i tak osiągnę, 1:12:31 będzie poprawiony.
Kiedy jednak pod koniec spojrzałem na zegarek dotarło do mnie, że jest nawet szansa na życiówkę w połówce. To pozwoliło mi wykrzesać jeszcze trochę sił i pociągnąć do mety.
400m do mety |
Czas zamknąłem na 1:11:24, czyli ponad minutę lepiej niż rok wcześniej i 14 sek. lepiej niż życiówka.
Zająłem 8. miejsce w Open i 1. w M40. W zeszłym roku byłbym 3. w Open :)
Tętno cały czas oscylowało blisko progu mleczanowego, średnio wyszło 165, a maksmalnie 172 ud/min. Nawet na podbiegu na Tąpadła trzymało się w miarę równo.
Poszczególne kilometry:
Jestem bardzo zadowolony z tego startu. Na ciężkiej trasie pobiłem życiówkę w półmaratonie, mimo że był to tylko start kontrolny po drodze do maratonu. Być może jakbym lepiej rozegrał to taktycznie wynik mógłby być nawet lepszy. Gdybym zwolnił trochę jak Paweł na podbiegu to miałbym świeższe nogi, mogłem też trochę wolniej i luźniej zbiegać. To jak zmasakrowałem sobie wtedy mięśnie czterogłowe to czułem przez dwa dni, nie mogłem w ogóle chodzić, a trzeciego dnia od półmaratonu ciągle miałem problem z zejściem po schodach...
Dodatkowo gdybym zwolnił to Andrzej najprawdopodobnie by mnie dogonił i we dwóch coś byśmy jeszcze z czasu urwali. No ale wtedy jak nic ograłby mnie na mecie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz