czwartek, 17 grudnia 2015

New York City Marathon - część 2.






Część I

W Nowym Jorku wylądowaliśmy tydzień przed maratonem. Pogoda piękna, jak na koniec października. Ciepło i słonecznie. Jako, że przestawienie na tutejszy czas zrobiłem już w domu, rano wstawałem wyspany i mogłem sobie wcześniej wyjść do Central Parku pobiegać. Potruchtałem w miejsce gdzie rozstawiana była już meta i pawilony. W jednym można było sobie zrobić fotomontaż na tle mety (zdjęcie wyżej). Kiedy tak sobie truchtałem oglądając Central Park za dnia oraz wznoszoną konstrukcję, przez nikogo nie niepokojony bardzo lekkim krokiem minął mnie Wilson Kipsang... Zeszłoroczny zwycięzca, były już rekordzista świata, truchtał sobie lekko pomiędzy (chyba nieświadomym) tłumem joggerów.

Oczywiście natychmiast zawróciłem :) Chwilkę biegłem za nim, w końcu go dogoniłem i poprosiłem o wspólną fotkę.


Nie był to dla niego żaden problem. Przez ten krótki moment odniosłem wrażenie, że jest bardzo sympatyczny. Kiedy zrobiłem zdjęcie, a Willson pobiegł w swoją stronę ja w swoją, obok mnie zwolniła taksówka, której kierowca mocno wychylony przez otwarte okno wrzeszczał do mnie, że również go rozpoznał :)

W mieście czuć było, że zbliża się wielka impreza. Autobusy miejskie były oklejone reklamami



a ulice, którymi mieliśmy biec obwieszone miały latarnie banerami informującymi, że tędy wiedzie trasa maratonu



W Nowym Jorku przebywała reporterka Telewizji Polskiej i robiła materiał o Maratonie. Tomek Kłonowski 'załatwił' nam spotkanie i nagranie kilku ujęć o naszym pobycie tutaj, planach na maraton i oczekiwaniach. Trochę pobiegaliśmy do kamery i poopowiadaliśmy.



Tuż przed spotkaniem z reporteką, kiedy szliśmy przez Park dostrzegłem lekko truchtającego Meba Keflezighi. 40latek biegający wciąż na światowym poziomie, będziemy wlaczyć razem w jednej kategorii :) Czytałem jego książkę, śledzę jego bloga, tak więc fotka musi być :) Kiedy o nią poprosiłem, Meb wziął telefon ode mnie i sam zrobił:



W pięć dni oblecieliśmy większość atrakcji turystycznych NY



A w piątek doleciał kolejny znajomy, Marcin


W sobotę najadłem się makaronów we włoskich barach, słodyczy i owoców.
Zostało tylko przypiąć już numer, sprawdzić strój, przygotować żele i próbować się nie denerwować :).



Noc przespałem dziwnie dobrze. Zwykle przed startem miałem problemy z zaśnięciem. Tym razem byłem spokojny i bardzo pewny siebie :)

No i będzie część trzecia, dotycząca już samego biegu, bo jakoś tak mi się wszystko mocno rozciągnęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz