wtorek, 15 grudnia 2015

Moc i niemoc



Źródło obrazka: www.magazynbieganie.pl
W piątek zeszło ze mnie powietrze. Nie wiem czy to jakaś infekcja ukryta czy zwykłe przemęczenie. Ledwo dałem radę przetruchtać 11km. Co ciekawe tętno było zupełnie normalne, zarówno rano spoczynkowe jak i podczas biegu. Jedyne czego brakowało to mocy w mięśniach, nie czułem sprężystości wybicia. To nie były obolałe czy zmęczone nogi, jedynie generowały zbyt małą moc. Jakby zbyt mało włókien było rekrutowanych. Zwykle potrzebuję z kilometra, albo i czasem dwóch żeby mięśnie się dogrzały i weszły na optymalne obroty. W piątek jednak czułem od samego początku, że dzisiaj może być ciężej. Po 5km mimo tempa ok 1min/km wolniejszego niż zazwyczaj wiedziałem, że muszę skierować się w kierunku domu jak najszybciej, bo mogę nawet mieć problem z utrzymaniem tej szybkości. Tak też było, słabłem z każdym kilometrem.

W sobotę wyszedłem pełen nadziei, że to tylko chwilowa niemoc. Jednak po 500m wiedziałem, że jest gorzej niż dzień wcześniej. Nawrót do domu. Przebiegłem coś koło 800m, ale musiałem usiąść na schodach i odpocząć... Tętno w ogóle nie wskazywało na jakiekolwiek problemy. Za dnia również czułem się zmęczony i apatyczny, nic mi się nie chciało. Jednak całą sobotnio/niedzielną noc przebalowałem na imprezie świątecznej Opery. Długo nie mogłem przełamać niechciejstwa żeby iść na parkiet. Tym bardziej, że nie piłem alkoholu, a bez tego u mnie ciężko z tańcem :) Lubię piwo i chciałem się napić, ale jakoś to również nie był ten dzień. Pół jednego sączyłem chyba z godzinę i nie dałem mu rady, odrzucało mnie :) DJ wrzucił coś bardzo skocznego i jednak wybrałem się na parkiet. Jak podczas biegu, około jednego utworu było kiepsko, ale potem się coś odblokowało :) Zacząłem się dobrze bawić, zmęczenie odpuściło i nie miałem problemów z zabawą prawie do świtu.
Nigdy nie sądziłem, że to kiedyś napiszę czy powiem, ale taniec (w sensie machanie rekami i nogami w rytm muzyki, albo w brew rytmowi :) ) to jest to czego biegaczom trzeba to przełamania monotonii. Taniec nabija endorfiny, rozładowuje stres, pali kalorie pracą chyba wszystkich mięśni jakie mamy. Mimo porządnego rozkręcenia się zmęczenie nie przychodziło. Mogłem tam na tym parkiecie fikać właściwie bez końca :) Na koniec zostaliśmy z żonką tam sami i stwierdziliśmy, że czas do domu.

W niedzielę czułem się dużo lepiej. Ale po doświadczeniach z piątku i soboty, nieprzespanej, przetańczonej nocy, postanowiłem, że nie idę biegać. Pokręcę na orbitreku. Początek jak zawsze trochę ciężkawy, jednak w miarę pokonywanego dystansu było coraz lepiej. Właściwie mogłem cieszyć się zażegnanym kryzysem.

Poniedziałkowe rozbieganie to potwierdziło. Nogi znowu dynamicznie odbijały, była moc, biegło się swobodnie i przyjemnie. Jednak wieczorem wskoczyłem do sauny. Bywam tam bardzo często, mam własny rytuał i temperatury. Właściwie wszystko powtarzalne jest co do minuty. Tym razem było jednak inaczej. Nie dawałem rady ani w gorącej saunie ani w zimnej wodzie. To co zawsze było normą teraz wyglądało jak tortura. Tak więc mimo dobrego treningu biegowego sauna pokazała, że coś jednak w organizmie się działo.

Co mogło być przyczyną tego nie wiem. Zmęczenie mięśniowe, układu nerwowego, a może jakieś niedobory w organizmie. Gdyby w poniedziałek dalej było ciężko poszedłbym zrobić badania krwii. Wiem, że mimo wszystko powinienem, ale skoro jest dobrze to jakoś tak nagle zrobiło się szkoda czasu... Od maratonu w NY nie biorę żadnych suplementów. Ani witamin ani minerałów, izotoników, magnezu czy jakiś tam innych preparatów. Robię sobie taki rodzaj odtrucia, jako że przez większość sezonu łykam suplementy multiwitaminowe. Jednak to raczej nie było przyczyną, bo za szybko minęło. Pewnie było to zmęczenie mięśni czterogłowych uda. To one są najbardziej obciążane podczas moich treningów. Kiedy biegnę staram się rozluźnić maksymalnie stopę i nie wybijać się z łydki, cała moc pochodzi wtedy ze ścięgna achillesa, ścięgna udowego i z pracy mięśnia czterogłowego. Trening na orbitreku to właściwie cały czas lekki przysiad i nie ma tutaj podobnie jak na rowerze pracy łydkami, cały ruch generują znowu czwórki. Mimo, że za każdym razem mięśnie pracują trochę inaczej, ale jednak pracują. A ja do tego męczę je jeszcze w ciągu dnia jakimiś przysiadami czy pół/ćwieć przysiadami i rozciąganiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz