wtorek, 1 sierpnia 2017

Czy to jest mądre?

WrocławskieIten z perspektywy z jakiej widzi nas większość :) (fot. Joanna Antoniak)
Różnymi kanałami dostaję dużo pytań dotyczących różnych etapów mojego treningu. Głównie dotyczą one serii długich wybiegań przez wiele dni bez żadnych innych akcentów, czy też ostatniego biegania z metronomem. Wszystkie właściwie sprowadzają się do trzech słów: czy to działa? Odpowiedź na nie nie jest taka prosta, gdyż te eksperymenty następowały na jakimś konkretnym poziomie biegowym, czasem wynikały z bezradności, a czasem z przemyśleń i poszukiwań. Jednak po Półmaratonie Nocnym zmiana w treningu spowodowała pojawienie się zupełnie nowego pytania, właśnie takiego jak w tytule tego wpisu.


Wcześniej w poście Wiek Maratoński pisałem o magii liczb i dat i związanym z nimi jubileuszem 42 lat i 195 dni przypadającym równo dwa dni po Półmaratonie. Ponieważ po samym starcie czułem się bardzo dobrze, postanowiłem zrealizować to co wcześniej planowałem.

Po dwóch dniach odpoczynku, we wtorek 20. czerwca ustawiłem budzik na 3:00 rano. Wyprowadziłem lekko zaskoczoną sukę labladora (musiałem ją budzić). Przygotowałem dwie butelki 0,5 wody, dwa żele z Decathlonu, wypiłem kawę i o 3:45 rano wyszedłem na trening. Po raz pierwszy od kilku miesięcy znowu pojawiłem się na wałach nad Widawą jeszcze przed wschodem słońca.

Celem było przebiegnięcie dystansu 42.195m z okazji 42 lat i 195 dni. Ponieważ był to zwykły dzień pracujący w domu musiałem być z powrotem na 7:00. Moim zadaniem było zaliczenie dystansu za wszelką cenę, właściwie nie przejmując się czasem. No może prawie nie przejmując się, uznałem, że muszę dać radę złamać 3h (zostawiłem sobie 15min dodatkowego bufora :) ).

WrocławskieIten widziane od przodu przez nielicznych :) (fot. Joanna Antoniak)
Niestety próba storpedowania planów nadeszła z najmniej spodziewanej strony...  Mój Garmin 630, wieczorem dzień przed zawiesił się, po czym mówiąc potocznie zdechł... Hard reset nie pomógł. Mimo podpięcia pod ładowarkę nie wstał przez resztę pozostałej do startu nocy. Na szczęście moja żona posiada 220 i tak się złożyło, że akurat we wtorek między 4:00 a 7:00 rano nie potrzebowała go, ale fart :)

Ruszyłem od razu spod domu, bez żadnej rozgrzewki czy rozciągania, co w połączeniu z wczesną godziną dało pierwszy kilometr w 4:25. Luzu nie było, zapowiadał się ciężki poranek. Dobiegłem z dwoma butelkami do drugiego kilometra, gdzie zaczynałem 5km pętlę. Tam je zostawiłem i po 7km przebiegając tamtędy ponownie zabrałem jedną z nich. Opróżniłem ją do połowy do 16km i w jego rejonie rzuciłem ją w trawę. Po 21,1km robiłem nawrót więc około 26km mogłem znowu pociągnąć z niej kilka łyków wody. Na 35km dobiegłem ponownie do 5km pętelki gdzie czekała na mnie wcześniej zostawiona tam butelka. Żele zjadłem na 16 i 30km.

Po pierwszym cięższym kilometrze, dogrzaniu i rozbudzeniu maszyna zatrybiła i kilometry mijały coraz szybciej. Całość przebiegłem 2:44:28 ze średnim tętnem 147 i tempem 3:54/km. Kończąc pod domem byłem bardzo mocno zaskoczony i zdziwiony. Poszło na prawdę bardzo lekko, cały czas się rozpędzałem. Od 30 kilometra biegłem poniżej 3:50/km, ostatnie 3km poniżej 3:40/km. Nie miałem żadnych problemów mięśniowych czy energetycznych, wyłączając stoper czułem, że spokojnie w tym tempie pobiegłbym jeszcze kilka kilometrów. Również przez resztę dnia nie czułem żadnych negatywnych skutków tego treningu.
tempo/tętno - wahnięcia tempa to sięganie w trawę po butelki z wodą

Po powrocie z pracy musiałem jednak lekko się przespać, tym bardziej, że wieczorem byliśmy umówieni na spotkanie w sprawie organizacji Biegu Dla Poli (na który to z resztą wszystkich bardzo mocno zapraszam).

Na miejscu okazało się, że oto zamiast rozmów o toitojach, zabezpieczeniach, trasie, pucharach itp moja żona przygotowała mi niespodziankę na ten mój 42'195 jubileusz. Na działce u Tuchola pojawiło się sporo znajomych z biegania, ale też i cywili :) Była impreza, prezenty, śpiewy, śmiechy, wspomnienia. Kiedy zgromadzeni dowiedzieli się, że przed 4:00 wyszedłem sobie we wtorek przed pracą przebiec maraton w 2:44 ponownie pojawiło się pytanie 'czy to jest mądre?'

Jednym z prezentów był voucher na obóz w Iten, tym w Kenii, nie tym we Wrocławiu :) Do zrealizowania w styczniu, lutym lub marcu przyszłego roku. Czyli jest szansa dobrego przygotowania do wiosennego maratonu :)

Jednak moje szaleństwo jednorazowe jak się wydawało, pomogło mi udowodnić coś o czym wiele razy wspominałem. Zawodnik na poziomie 2:30 może maraton biegać co tydzień w czasie 2:45-2:50 bez potrzeby tracenia tygodnia na odpoczynek. Wygląda na to, że zamienię moje trzydziestokilometrowe wybiegania na 42km. Jesień powinna zweryfikować czy to jest mądre :)

Część dopisana dużo później:
Ten tekst powstał dosyć dawno temu. W międzyczasie przebiegłem jeszcze dwa razy maraton w odstępach tygodniowych, szybciej niż ten jubileuszowy, między nimi mocne treningi tempowe i na dokładkę start w Wielkiej Pętli Izerskiej.
Jednym z powodów odkładania publikacji była próba odpowiedzi na tytułowe pytanie. Kolejne treningi pokazywały, że tak, jest mądre. Dzisiaj, początek sierpnia nie jestem już taki pewny :)
Po starcie w Szklarskiej dopadły mnie symptomy ITBSa. No nic, zobaczymy co będzie dalej. Raport z tych kilku tygodni i Wielkiej Pętli Izerskiej mam już w przygotowaniu.

1 komentarz:

  1. Czekam na wpis o WPI i mam nadzieję, że ten cholerny ITBS przestanie dokuczać :)))
    Anka K.

    OdpowiedzUsuń