czwartek, 14 czerwca 2018

Sezon wiosenny prawie podsumowanie


Do końca sezonu wiosennego pozostał jeden start. Sobotni VI Nocny Półmaraton Wrocław zakończy niezbyt udaną dla mnie (ze sportowego punktu widzenia) pierwszą połowę 2018 roku. Zima zapowiadała wspaniałą formę, do połowy marca wszystko szło bardzo pięknie. Niestety efekty były dosyć opłakane. Ale to chyba jest właśnie w treningu najbardziej fascynujące, jego nieprzewidywalność. Chyba każdego w jego biegowej historii spotkały niespodzianki typu super wyniki z byle jakiego treningu oraz ogromne rozczarowania po wzorowo (w zamyśle) przepracowanych tygodniach czy nawet miesiącach.

Ta druga część dotyczy mnie. Trening zimą szedł znakomicie. Dzięki roztrenowaniu jesiennemu zregenerowałem się całkowicie. Wszelkie bóle poszły w zapomnienie, biegałem dużo i mocno.

Coś gdzieś jednak pękło. Jeszcze w lutym biegałem po 160km tygodniowo, w tym jeden krótszy akcent w III zakresie intensywności (szybciej niż tempo maratońskie 3:30/km) i jeden bardzo długi (25-35km) w II zakresie (tempa były od 3:45 do 4:00/km).

WroActiv, z Adamem Putyrą i Jackiem Sobasem
W marcu praktycznie z pełnego treningu pobiegłem Dziesiątkę WroActiv. Byłem bardzo zadowolony z tego startu, wynik 32:54 (3:16/km). Poprzedni tydzień 160km, tydzień startowy 150km. Na drugi dzień wyszedłem zrobić spokojne dłuższe wybieganie wykorzystując uszkodzenia mięśni i zmęczenie z WroActiv'u. Na dużym wręcz luzie zrobiłem 35km po 4:00/km.

Jednak to był ostatni dobry trening w tym sezonie... Na drugi dzień wieczorem poczułem mocne drapanie w gardle, następnego dnia rano byłem mocno chory. Wychodziłem rano na lekkie truchty, głównie dlatego, że oczyszczały mi zatoki i nos, a te miałem tak zatkane, że nic nie pomagało oprócz biegania. Za dnia nie mogłem normalnie funkcjonować, nie działały żadne krople czy spraye do nosa. Nie miałem temperatury czy jakiś innych charakterystycznych bóli mięśni, tylko zawalone zatoki i nos.
Jako, że wypacanie dobrze mi robiło, po raz pierwszy wszedłem chory do sauny. Zadziałało na jakieś 2 dni. Później wszystkie objawy wróciły ze zdwojoną siłą, plus całkowite osłabienie.

Dwa tygodnie po WroActive był mój tradycyjny start w Półmaratonie Ślężańskim. Bardzo lubię tą imprezę, trasę i ludzi w nią zaangażowanych. Tydzień zleciał mi na walce z chorobą, niewiele biegałem. Niestety po tym tygodniu luzu zaczęło mnie boleć pod prawym kolanem, wtedy jeszcze myślałem, że chyba naciągnąłem łydkę. Pewnie gdzieś krzywo stanąłem, tak kombinowałem sobie w głowie. Przez to następny tydzień, bezpośrednio poprzedzający Półmaraton minął na bardzo lekkich rozbieganiach.
Podbieg na Przełęcz Tąpadła
Do Sobótki pojechałem w koszmarnej formie psychicznej. Mocno bolało mnie pod prawym kolanem, od wewnątrz, a oprócz tego wciąż trzymała mnie choroba, nos i zatoki zatkane. Na rozgrzewce kuśtykałem i biłem się z myślami. Kto biegł Ślężański ten wie, że obiegamy górę Ślężę, nie da się zejść w trakcie. W połowie drogi jest wymagający podbieg na Przełęcz Tąpadła i chyba nawet bardziej wymagający zbieg z tej przełęczy.
O nos i zatoki się nie bałem. Wiedziałem, że po pierwszych kilometrach będą czyste, w optymalnej formie nie jestem, ale na pewno nie przeszkodzą mi w dobiegnięciu do mety. Jednak kolano mnie martwiło. Płaski bieg OK, nie powinno być problemu, ale 2km podbiegu i 2km karkołomnego zbiegu może robić różnicę.
Do mety dobiegłem w czasie 1:14:44 co jest moim najsłabszym czasem od 2011 roku kiedy pobiegłem tam 1:16:52. W poprzednich latach biegałem między  1:11:24 a 1:12:30.
Początek fatalny wydolnościowo, tak jak podejrzewałem potrzebowałem kilku km żeby wyrzucić z siebie wszystko co zalegało w górnych drogach oddechowych. Na podbiegu kolano zaczęło lekko kłuć, jednak o zbieganiu prawie nie było mowy. Ból był bardzo mocny.
Na drugi dzień w drugiej nodze, czyli w lewej potężne zakwasy w czwórkach. Wyglądało, jakbym obiegł Ślężę na jednej nodze :) Organizm przerzucił obciążenia z bolącej prawej nogi.

Choroba w końcu odpuściła, a kolano udało się zdiagnozować. Gęsia stopka, czyli miejsce pod kolanem gdzie zbiega się kilka przyczepów mięśni tylnych nogi. Rolowanie pasma, dwójek, łydek i zmniejszenie intensywności treningu. Udało się w miarę zaleczyć kontuzję.
Na dwa tygodnie przed Orlen Maratonem pobiegłem jeszcze kontrolny start w H2O Półmaratonie we Wrocławiu. Pobiegłem go w tempie maratońskim, czułem się słabo i wiedziałem, że nie jest dobrze.

Orlen Maraton, 8.km
Orlen poszedł źle. 2:34:30 to najgorszy mój wynik na tej trasie. Oprócz lekkiego kłucia gęsiej stopki, które pojawiło się po jakiś 15km, znowu przeciążyłem lewe biodro. Oczywiście był to wynik długiego i mocnego biegu z bólem w drugiej nodze. W tym roku na maratonie warunki były kiepskie, słońce i mocny wiatr, ale biorąc pod uwagę dyspozycję jaką miałem jeszcze w marcu na pewno nie przeszkodziłyby mi złamać 2:30. Przez tydzień po biegu nie mogłem do siebie dojść, miałem potworne zakwasy.

Orlen Maraton,25km, tutaj już wiedziałem, że to będzie bardzo zły bieg
Zrobiłem tydzień kompletnego luzu, po czym wystartowałem po raz pierwszy od wielu lat w Biegu na Orientację. Temu tematowi poświęcę osobny wpis, bo warto :)

Rytmu treningowego ani startowego nie udało mi się już w tym półroczu złapać. To co biegałem było raczej rozczarowujące. Na treningach biegałem niewiele uzupełniając wysiłek 36km (2x18km) jazdą na rowerze do i z pracy. To dawało w dni robocze dodatkowe około 2h intensywności tlenowej.

Czarę goryczy przelała klęska pod Siechnicami. Tam podczas biegu na 10km "Biegaj w Siechnicach" zanotowałem najgorszy chyba mój start w historii. Po 3km przebiegniętych w tempie około 3:20/km odcięło mnie kompletnie. Czułem się jakby ktoś wyłączył mi prąd, myślałem, że za chwilę upadnę. Wielką trudność sprawiło mi dotruchtanie 2km do końca pięciokilometrowej pętli. Pierwszy raz zszedłem z trasy, bo nie miałem siły biec dalej. Do startu w Nocnym Półmaratonie Wrocław zostały 2 tygodnie, a ja nie jestem w stanie nawet przebiec 5km... Jedyny dobry objaw to kompletny brak jakichkolwiek bóli mięśniowych. Rower uzupełniający kilometry biegania, to chyba w moim wieku jedyna recepta na spędzenie sporej ilości czasu na wysiłku tlenowym.

Następny tydzień poświęciłem na odpoczynek, lekkie rozbiegania przeplatane z wolnym. Na tydzień przed Półmaratonem pojechałem do Smolca na kolejny test 10km. Pierwszy raz bałem się czy dam radę przebiec cały dystans. Na starcie pojawili się Adam Putyra, Arek Gardzielewski i Michał Wendland. Na rozgrzewce było dobrze, czułem się lepiej niż na ostatnich rozbieganiach. Arek i Adam chcieli biec po 3:15/km, Michał mówił o tempie połówki czyli 3:20-3:30. Postanowiłem podłączyć się na początku pod Arka i Adama i zobaczyć na odczucie tempa. No i ogromne zaskoczenie, przez 4km czułem się bardzo komfortowo. Chłopaki trzymali równiutko tempo jakie zaplanowali. Na piątym kilometrze jednak lekko się ode mnie oddalili i zacząłem odczuwać ciężar biegu. Od 7km było ciężko a od 8. bardzo ciężko. Całość pobiegłem po 3:22/km w 33:50.
Myślę, że gdybym pobiegł od początku bardziej zachowawczo to czas poniżej 33:30 był do pobiegnięcia, co w tym momencie, po wszystkich porażkach tego sezonu byłoby fantastycznym wynikiem. Pierwsze 5km przebiegnięte w tempie 3:15/km samo w sobie jednak podbudowało mnie wyjątkowo mocno. Później było ciężko, ale to było zmęczenie jakie dobrze znam, z którym potrafię się zmierzyć, zupełnie inne od tego czegoś co dopadło mnie w Siechnicach.
Smolec, chwilę po starcie
Za dwa dni VI Nocny Półmaraton Wrocław. Później trochę luzu i kolejne przygotowania do maratonu. Tym razem obejdę się ze swoim organizmem delikatniej. Mniej kilometrów bieganych, więcej roweru. Będzie też trochę skakania i siły dynamicznej. Może druga część sezonu będzie bardziej udana, czego sobie i Wam wszystkim życzę :)






3 komentarze:

  1. W końcu :))) często tu zaglądam w poszukiwaniu nowych wpisów i się doczekałem. Nie wspomniałeś o starcie w Kobierzycach? Akurat tam startowałem i Cię widziałem :) zdrówka życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałem wydłużać wpisu :) oprócz Kobierzyc biegłem jeszcze sztafety na Biegu Firmowym i Kontrolą Trzydziestkę. Na tej ostatniej było dobrze, ale to jeszcze luty, pozostałe starty bez historii, słabo lub bardzo słabo. We wpisie wymieniłem starty będące wskaźnikami zmiany dyspozycji.

      Usuń
  2. Czekamy na relacje w nocnej polowki :)

    OdpowiedzUsuń