środa, 18 października 2017

Maraton Poznań 2017


Po słabszym biegu we Wrocławiu postanowiłem zaryzykować kolejny maraton. 5 tygodni wydawało się wystarczającym okresem czasu na odpoczęcie po Mistrzostwach Europy. Wystartowałem w Poznaniu, bo wolałbym w razie czego żałować tego, że pobiegłem niż tego, że nie spróbowałem.

W Poznaniu interesował mnie tylko wynik. Plan minimum łamanie 2:30. Nastawiałem się na bicie życiówki (2:28:46), lub nawet zejście poniżej 2:28.
pakiet odebrany
Z takim zamiarem stanąłem na linii startu i od samego początku zacząłem go realizować. Nie wiedziałem do końca czy jestem na to gotowy. Wiedziałem za to czym ryzykuję. Maraton nie bierze jeńców, jak mawia stare chińskie przysłowie. Bieg w tempie tylko delikatnie zbyt optymistycznym po 30km zwykle kończy się koszmarnymi cierpieniami. Po bólu, który był moim udziałem we Wrocławiu wiedziałem, że mocne tempo będzie miało fatalne skutki. Mimo to zaryzykowałem, tłumacząc sobie, że wóz, albo przewóz. 'Na wozie, albo przed wozem' jakby powiedziała Wiola z Brzyduli :) W razie gdyby podczas samego maratonu międzyczasy lub samopoczucie wskazywały na brak możliwości zmieszczenia się choćby w planie minimum, po prostu zejdę z trasy.

Lekka rozgrzewka, toaleta i mocno skoncentrowany ustawiłem się na starcie. Niestety zamieszanie z zabezpieczeniem trasy spowodowało, że rozpoczęcie biegu zostało przełożone o 45min. Dopiero o 9:35 dowiedzieliśmy się, że wystartujemy za 10min. Na szczęście nie było zimno, więc nie zmarzłem, ale mięśnie straciły temperaturę, a i motywacja lekko poszła w dół. Przez cały czas oczekiwania zamiast skupiać się na biegu rozmawiałem z innymi zawodnikami na tematy często odległe od czekającego nas biegu. Dzięki opóźnieniu dowiedziałem się, że sporo stojących tam ze mną osób zagląda tutaj czasem. Rozmowa z Wami była bardzo budująca i przyczyniła się chyba też do tego co wydarzyło się po strzale startera.
Gdzie jest Wally? (fot. Adam Ciereszko)
Po ogłoszeniu dokładnej godziny startu, zrobiłem chwilkę truchtu i stanąłem w strefie dla elity. Padł strzał, a właściwie dwie eksplozje materiałów pirotechnicznych. Po 100m uformowała się grupa ścisłej elity biegu, za nimi biegłem ja, a za mną mniejsza grupka.

Po 500m podział był już bardzo wyraźny, odstępy między nami znaczne. W okolicy 5km był nawrót, na którym realnie mogłem ocenić odległości. Do zawodników biegnących przede mną miałem już kilkadziesiąt metrów, za to za mną z grupki pościgowej oderwał się ktoś i najwyraźniej mnie gonił.
Pierwszą piątkę zacząłem sporo za szybko (czasy wg Garmina):
1. 3:28.9 3:28
2. 3:24.9 6:53
3. 3:27.3 10:21
4. 3:27.6 13:49
5. 3:24.4 17:13
średnia wyszła około 3:25/km, kiedy cały maraton planowałem przebiec po około 3:30/km.

Biegło mi się bardzo lekko, nic nie bolało, oddech równy. Adrenalina zatankowana do pełna na starcie podczas rozmów z 'czytelnikami' zadziałała. Kiedy po nawrocie mijałem tłum biegnący w przeciwną stronę otrzymałem całe mnóstwo pozdrowień, dopingu, okrzyków i braw. Pierwszy raz coś takiego przeżyłem. To spowodowało, że zacząłem biec jeszcze szybciej :)

Na zakrętach spoglądałem lekko do tyłu. Postać za mną wciąż się zbliżała. Kontrolowałem swoje tempo na GPSie i znacznikach kolejnych kilometrów. Wciąż biegłem ciut za szybko, a on wciąż się zbliżał. To był dobry znak, mocny gość, jest szansa na bieg we dwóch, a może jeszcze kogoś dogonimy. Zmiany na prowadzeniu, przytrzymanie pleców w razie kryzysu. To wszystko zwiększa wielokrotnie szansę na uzyskanie zadowalającego czasu na mecie.

W końcu w okolicy 12km usłyszałem tuż za sobą kroki i miarowy oddech. Chwilę później Karol Kaliś wyszedł przede mnie.
12,5km, jest dobrze, we dwóch powinno być łatwiej
Wskoczyłem mu na plecy i około 500m trzymałem jego tempo. Wyrównałem oddech i rozluźniłem się. Jednak przed 13km, lekko pod wiatr Karol zaczął zwalniać. Pomyślałem, że spoko teraz ja trochę poprowadzę. Wyszedłem do przodu, ale po chwili zostałem ponownie sam. Na 15km miałem już sporą przewagę. Zbyt dużo sił prawdopodobnie kosztowało go dogonienie mnie na pierwszych 10km.
Kolejne kilometry:
6. 3:29.6 20:43
7. 3:24.3 24:07
8. 3:24.6 27:32
9. 3:25.5 30:57
10. 3:28.7 34:26
11. 3:25.5 37:51
12. 3:31.3 41:23
13. 3:25.3 44:48
14. 3:24.5 48:12
15. 3:32.7 51:45

15km i ponownie samotność długodystansowca
Po minięciu 16km pierwszy raz podczas tego biegu pomyślałem, że może być ciężko. Tempo zaczęło lekko spadać, a ja musiałem coraz więcej myśleć nad tym żeby nie zwalniać. Obserwująca mnie na 12, 15 i 18km żona mówiła, że wyraźnie widać było zmianę stylu biegu. 12km lekki miękki krok, a na 18km cięższy i widać było jakbym lekko kulał.

Z przodu i z tyłu pusto, i tak już będzie do samego końca
Zmiana stylu biegu oznaczała zbliżające się niestety problemy z lewym biodrem i pośladkiem. Póki co do półmetka udało się utrzymać tempo wciąż dające niezłą życiówkę na mecie. 21,1km minąłem w czasie 1:13:43. Ale czułem, że podczas drugiej części dystansu nie utrzymam tego tempa.

16. 3:31.1 55:16
17. 3:33.6 58:50
18. 3:32.0 1:02:22
19. 3:34.8 1:05:57
20. 3:34.2 1:09:31
21. 3:29.4 1:13:00
22. 3:39.0 1:16:39
23. 3:30.7 1:20:10
24. 3:35.9 1:23:46
25. 3:37.3 1:27:23
26. 3:32.7 1:30:56

Do 26km wyglądało to jeszcze nieźle, wciąż byłem 'w życiówce'. Niestety kolejny kilometr odebrał mi wszelkie nadzieje. Podczas podbiegu od Malty do ul. Warszawskiej zostałem pozbawiony złudzeń, a ten odcinek pokazał, że będzie bardzo ciężko. Było mocno pod górkę, zrobiło się już bardzo ciepło i do tego mocno wiało w twarz.

Na ul. Warszawskiej przez moment było lekko z górki, jednak wiejący w twarz wiatr powodował, że zamiast odpoczynku dalej trzeba było walczyć. Od tego momentu, aż do 35km było pod wiatr i w większości pod górkę.

Na 30km miałem już koszmarnie dosyć. Tempo spadło do 3:45/km i gorzej. Życiówka bezpowrotnie odjechała, biodro bolało już bardzo mocno. Samopoczucie fatalne, kredyt zaciągnięty na pierwszych kilometrach trzeba było zacząć spłacać wraz z lichwiarskimi odsetkami. Na 31km ponownie stała moja żona, podbiegłem do niej i stwierdziłem, że zgodnie z zapowiedziami kończę bieg. Nie mam zamiaru cierpieć dla kolejnego nic nie dającego mi wyniku.

31km, chyba czas zakończyć tą męczarnię...
Jednak żona powiedziała żebym biegł dalej, na 30km miałem przewagę równo 2min nad następnymi. A oni także stracili sporo z wcześniejszego tempa. Ci przede mną także wyglądali bardzo słabo. Byłem w tym momencie 6. Open,  1. w M40 i 1. w Mistrzostwach Polski Informatyków. Mimo wielkiego cierpienia postanowiłem, że spróbuję biec dalej.

Kilometr dalej czekał na mnie Marcin Wacko, od niedawna Poznaniak, wcześniej Warszawiak i Wrocławianin. Przez kilka lat mieszkał i biegał także w Hiszpanii. Znamy się od wielu lat, kiedy jeszcze pracowaliśmy razem w Operze. Kiedyś spora nadwaga, dzisiaj 2:40 w maratonie :) Biegł obok mnie do 34km wciąż zagrzewając mnie do biegu. Ja średnio kontaktowałem i jedynie tylko coś tam odburkiwałem o tym, że nie wiem czy dam radę :)
A tak moja walka na tym odcinku wyglądała w cyferkach:
27. 3:59.2 1:34:55
28. 3:38.6 1:38:34
29. 3:46.6 1:42:20
30. 3:48.5 1:46:09
31. 3:55.7 1:50:04
32. 3:47.7 1:53:52
33. 3:49.2 1:57:41
34. 3:56.7 2:01:38
35. 4:05.9 2:05:44
36. 4:14.7 2:09:58

Jak widać słabłem w oczach. Nic więc dziwnego, że oglądając się na 37km zobaczyłem daleko z tyłu biegnącą postać. Z dwuminutowej przewagi zostało pewnie około minuty. Na szczęście trasa się wypłaszczyła i ustawiłem się z wiatrem. Biodro bolało, ale biegłem dalej. Co jakiś czas oglądając się za siebie, żeby nie powtórzyła się sytuacja z Maratonu Wrocław kiedy to przeoczyłem Aleksandra Krzempka i właściwie cudem nie straciłem wtedy medalu Mistrzostw Europy.

Na ile byłem w stanie kontrolowałem więc odległość jaką Mateusz Łańduch miał do mnie. Wciąż się zbliżał, co motywowało mnie do przyciśnięcia jeszcze troszkę. Udało się do mety dowieźć 25sek przewagi. Nie wiem jakim cudem, ale ukończyłem ten maraton. Niestety z fatalnym czasem 2:34:34, ale dotarłem do mety.
Końcówka wyglądała tak:
37. 4:00.2 2:13:59
38. 3:52.7 2:17:51
39. 3:45.9 2:21:37
40. 3:57.5 2:25:35
41. 3:51.0 2:29:26
42. 3:44.2 2:33:10
M 1:23.2 2:34:33

Może nie przeszedłem przez metę na czworakach, ale i tak było bardzo ciężko
Utrzymałem 6. miejsce Open, 1. w kategorii i 2. Polak. Udało mi się także po raz drugi wygrać Mistrzostwa Polski Informatyków. Pocieszeniem jest, że nawet gdybym wzbił się na niewyobrażalne wyżyny i pobiegł niesamowitą życiówkę to miejsce miałby dokładnie to samo. Emil Dobrowolski był miejsce przede mną, ale z czasem 2:22:48.

Najlepsi informatycy w maratonie, na drugim Tomek Regimowicz, na trzecim Bartosz Stasikowski
tempo i tętno
Poszczególne piątki wg oficjalnego pomiaru z chipa

23 komentarze:

  1. Nie ma się co łamać. U mnie bieg potoczył się inaczej. Najszybsze to były 41. i 42. kilometr i sam finisz. Ale ja to nie Pański poziom. Ale może kiedyś.... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kryzys na trasie nie zależy od poziomu sportowego, a raczej od niedostosowania prędkości do warunków :) Jeśli najszybsze miałeś ostatnie kilometry to znaczy, że się na trasie obijałeś ;)

      Usuń
    2. Zastosowałem tylko zalecenia trenera. A ten mówił 4:27 i nie szybciej. Z drugiej strony bałem się podbiegów na drugiej połowie. Pisałeś, że na nich poległeś, podobnie mówiła Dominika Stelmach. A ja tam zacząłem swoje wyprzedzanie z 500. miejsca skończyłem na 206. Choć mam pewność, że mogłem zakręcić się wokół 3 godzin. Ale co tam, jak nie teraz to wkrótce w Dębnie. Moim rodzinnym mieście.

      Usuń
    3. Widać trener zna Cię dobrze i potrafił dobrać rewelacyjny plan na bieg, pogratulować :) W Dębnie przy dopingu rodziny i dobrym treningu trójka pęknie pewnie z wielkim hukiem

      Usuń
  2. Gratuluje podium! Fajnie opisane, szczególnie te lichwiarskie odsetki. Parafrazując, ja miałem za szybkie, pierwsze 15 km komornika w drugiej połowie biegu ��. Masz już zaplanowane jakieś starty w 2018? Świetna relacja, jeszcze raz brawa za waleczność i konsekwencję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Plan na razie bardzo zgrubny mam, taki bez konkretnych dat jeszcze. Maraton na wiosnę, preferowany bliżej początku kwietnia i jak pisałem raczej będę się kierował możliwością stworzenia fajnej grupy niż wielkością czy prestiżem imprezy. Czerwiec to Nocny Półmaraton we Wrocławiu, a jesień być może Berlin. Na razie odpoczywam i przeglądam kalendarz jakby to wszystko ułożyć :)

      Usuń
  3. Panie Grzegorzu,
    w którymś z Pańskich wpisów przeczytałem, że używa Pan Garmina FR630. Czy mógłby Pan opisać czy i jak wykorzystuje Pan jego zaawansowane funkcje biegowe? Z gory dziękuję :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak używam tego modelu, ale nie jestem zadowolony. Wg mnie jego dotykowy wyświetlacz jest koszmarny. Z funkcji biegowych korzystam z kadencji i tętna chyba tylko. Żadnych treningów do niego nie wgrywam, nie korzystam z wirtualnego partnera czy innych dodatków. VO2max traktuję z przymrużeniem oka, chociaż mi pokazuje 66 co niemal idealnie pasuje do moich wyników. Ale z tego co wiem potrafi nieźle przesadzać. Zawiodłem się także na dynamice biegu, którą pokazuje po treningu, a szczególnie na rozkładzie obciążenia poszczególnych nóg. W prawej nodze miałem przez prawie 2 miesiące ITBS, odciążałem ją dosyć mocno. Fizjoterapeuta stwierdził znaczną różnicę w wielkości mięśni czworogłowych w obu nogach, co wskazywało na większą pracę lewej nogi. Na maratonach dwóch ostatnich z wysiadła mi lewa strona właśnie przez nierówny rozkład obciążeń. A tym czasem zegarek przez cały ten okres pokazywał średnio L48%-P52% rozkład siły... Czyli coś kompletnie odwrotnego. Nie wiem być może umiejscowienie akceleratorów w pasu na piersi zmienia coś, inaczej pracuje ciało powyżej pasa a inaczej poniżej, a może mam coś tam do góry nogami zmontowane, nie wiem. Faktem jest, że w moim przypadku ten parametr jest g... wart. Jeśli nadal pozostanę przy Garminie to serię 6xx będę chyba omijał z daleka. Nie jest warta takich pieniędzy. Mam nadzieję, że pomogłem :)

      Usuń
    2. Dziękuje za odp. O tyle pomocna, że byłem ciekaw Pana opinii jako doświadczonego i utytułowanego biegacza :). U mnie problemów jest mniej, ale to pewnie dlatego, że jednak znacząco mniej biegam.

      Usuń
    3. Nie żebym bronił jakoś specjalnie parametrów dynamiki biegu w wydaniu garminoskim, ale trzeba pamiętać, że akurat "rozkład nóg" opiera się na czasie kontaktu z ziemią. Dość łatwo jest mi wyobrazić sobie sytuację, w której chorą prawą nogą stąpasz bardziej płasko i ma ona dłuższy kontakt z podłożem, niż zdrowa lewa, którą poruszasz bardziej sprężyście.

      Niezależnie od tych dywagacji zdrowia Ci życzę i idealnego sprężynowania obu nóg!

      Usuń
    4. Ha, to stawia sprawę trochę inaczej :) Faktycznie jeśli jest tak jak piszesz to ma to sens.
      Popatrzyłem wstecz trochę dalej i moje obciążanie nóg od początku przygody z dynamiką biegu wygląda tak samo. Bez względu czy w którejkolwiek nodze coś się działo.

      Usuń
    5. Jak paczam na Twoje bieganie live i na filmikach, to wydaje mi się, że prawą nogę masz nieco bardziej zrotowaną do wewnątrz. Asymetria pracy tułowia wydaje się z tym łączyć. Zapewne materiał do pracy fizjo/osteo.

      Usuń
    6. Dzięki za analizę, poszukam jakiejś porady. Będę informował o efektach :)

      Usuń
  4. Wydaje mi się że garmina nie stać na taki wpis, w jakby nie było, jednym z najpopularniejszych blogów biegowych :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądząc po opinii nie jest to opinia, z którą chce sie płacić ;).

      Usuń
    2. Mam całkiem niezłe poza biegowe źródła zarobkowania, więc mogę sobie pozwolić na szczere opinie o produktach, których używam ;)

      Usuń
    3. I tak trzymaj! :)

      Usuń
  5. Cześć Jak walczysz z tym biodrem i pośladkiem bo też coś takiego mnie dopadło a maraton za tydzień i chciałbym uniknąć takich niespodzianek jak Ty ? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku to było przeciążenie. Więc przede wszystkim odpoczynek, trochę mniej biegałem. Regeneracja czyli rolowanie piłeczką, wałkiem, ciepłe okłady itp. Tydzień to mało. Ale wszystko zależy od tempa odpoczynku mięśnia. U mnie było za mało. Teraz odpocznę aż do całkowitego wyleczenia problemu

      Usuń
  6. Witam
    Super że wrzuca Pan wykres tętna i tempa.
    Proszę przypomnieć swoje aktualne progi tlenowy i beztlenowy (ostatnio badane) ?

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, badania miałem robione równo dwa lata temu. Próg tlenowy 145-150, a beztlenowy 165-170.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam, biegam od sierpnia 2016. W październiku 2016 zadebiutowałem w półmaratonie we Włocławku i zrobilem koszmarne 1:36:54. Umierałem na trasie! Ale że kiedyś czyli 15 lat temu, a mam teraz 32 lata, biegałem w szkole srednie dystanse i 800m udało mi się nawet w 2:06 zrobić to postanowiłem się zaprzeć i docisnąć treningi żeby wstydu nie było już więcej. W tym roku we Włocławku pobieglem już 1:25:04, połowę dystansu w 38 minut a na resztę zabrakło mi pary, na 15 km miałem jeszcze 58 min i bateria w zegarku mi padla, nie wiedziałem jaki mam czas i czy walczyć jeszcze o te 1:25:00 bo taki miałem cel! Moje pytanie Panie Grzegorzu, czy jeslu teraz na treningu udaje mi się już dość lekko robić 4 x 1 km w tempie 3:07, 3:04, to jest szansa żeby kiedyś zejść w półmaratonie poniżej 1:10:00 i 2:30:00 w maratonie?? Takie marzenie mam... :-)
    Maciek OtoKotPortofinoWloclawek

    OdpowiedzUsuń
  9. The casino and its all in - Dr.MCD
    I recently decided to take a trip to the casino 하남 출장안마 floor. I'd rather go to 동두천 출장마사지 a casino near the bar 정읍 출장샵 for 영천 출장마사지 drinks 광주광역 출장안마 (I don't think I'm

    OdpowiedzUsuń